Till, myślę, że najlepszym rozwiązaniem będzie nie powracanie myślami do mojego wykroczenia (mała rada: kasuj sms'y w swoim telefonie xD). Spróbuję już tak nie straszyć, ale nie mogłam wymyślić tytułu do tego posta ._.
Z okazji świąt Wielkanocnych chciałabym życzyć wszystkim zdrowia, szczęścia i duuużo miłości <333
W związku z tym, że długo nie pisałam, spróbowałam napisać odcinek dłuższy niż poprzednie. Ostatnio wena mi dopisuje :)
_________________________________
Adam powolnie pakowal swoje rzeczy do malej, skromnej walizki. Niedbale wrzucał kolejne części garderoby - Zapinaj się - mruknął, próbując zasunąć zamek. Po chwili wyjął z niej dużą, czarną bluzę i cisnął nią o podłogę. Wstał i kopnął przedmiot leżący u jego stóp. Poszedł do kuchni. Był głodny, ale wiedział, że i tak nic nie przejdzie mu przez gardło. Był wściekły. Wściekły na samego siebie. "Chcesz bym dalej cierpiał" te słowa dzwięczały w jego głowie raz po raz. Ostatnimi czasy o cierpieniu dowiedział się wystarczająco dużo.
Wyszedł z małego pokoju i dostrzegł niższą kobietę krzątającą się w kuchni. Gdy mama Tommy'ego spojrzała na Adama wchodzącego do pomieszczenia uśmiechnęła się ciepło, na co Lambert odpowiedział nikłym, smutnym uśmiechem zdradzającym jego dzisiejszy humor. Mruknął tylko ciche "Dzień dobry". Kobieta wyczuwając beznadziejną sytuację postanowiła nie zadawać jakichkolwiek pytań.
Adam usiadł na jedno z krzeseł opierając łokcie o blat drewnianego stolu. Przetarł oczy dłońmi i zwrocił twarz w stronę kobiety - Tommy wyszedl? - spytal cicho
- Tak. Jakieś pół godziny temu - odpowiedziała
Lambert wstał i poszedł w stronę wąskiego korytarza. Narzucił ciemną, skórzaną kurtke i wyszedł z domu[...]
Słońce świeciło niemiłosiernie, dzisiejsza pogoda była zupełnym przeciwieństwem wczorajszej burzy, która utrzymywała się przez większość dnia. Wysoki brunet przemierzał jedną z ulic Burbanku. Wokalista nie wiedział dokąd zmierza i po co; w głowie panował istny chaos. Byle by iść na przód i nie oglądać się za siebie. Uciec od skomplikowanego świata.
Tommy jak najszybciej chciał spotkać się z Emily i wyjaśnić sytuację, która miała miejsce kilka minut temu. Nie wiedział co jest gorsze; agresywny i groźny wróg z młodości czy Adam, którego zachowania nie mógł w ogóle zrozumieć - choć pytanie to bylo banalne - przyjaźń z Adamem to jedno z najważniejszych części w jego życiu i nie chciał jej niszczyć.
Przekroczyl próg klatki schodowej o wiele przyjemniejszej i milszej od tej, w której był przedtem. Zauważył, ze jego dłonie drżą, a rytm serca nie uspokoił się. Był roztrzęsiony. Co miał zrobić? Nie mógł oddać kobiety, do której poczuł więź w ręce psychopaty, który moze sprowadzić ją na samo dno.
Pokonywal kolejne stopnie schodów wiodących na drugie piętro. Wreszcie staną przed dębowymi drzwiami oznaczonymi liczbą 5. Zapukał dwukrotnie, wziął głęboki wdech i zacisnął dłonie w pięść, by Emily nie zauważyła ich drżenia. Po chwili otworzyła mu niska dziewczyna. Długa, czarna koszula sięgała jej do połowy ud, a niebieskie spodnie podkreślaly jej zgrabne nogi.
- Tommy, cześć - uśmiechnęła się i cofnęła o krok, zapraszając Ratliff'a do środka. Tommy nie odpowiedział, wszedł do ciepłego mieszkania i przeczesał palcami jasną, dlugą grzywkę, której kosmyki po chwili zaczęła opadać na bladą twarz. Zwrocił się ku dziewczynie - Skąd go znasz? - spytał najłagodniej jak potrafił
- O kogo ci chodzi? - zielone oczy spotkały się w brązowymi
- O Drake'a. Skąd znasz tego sukinsyna?
- Nie twoja sprawa - odparła cicho
- Jeśli mi grozi, to jednak moja! - podniósł głos, lecz starał się nad sobą panować. Ostatnio nie wychodziło mu to najlepiej. Bał się, że za duży natłok problemów w pewnym momencie go złamie.
- Jak to ci grozi? - dziewczyna otworzyla szerzej oczy
- Mniejsza o to - uciął krótko blondyn - Bardziej interesuje mnie to, skąd cię zna? Mówil cos o jakimś dlugu. O co chodzi?
- Stary znajomy Jake'a - krótka odpowiedź nie wystarczyła Ratliff'owi, obojętny ton głosu nie uspokajał go. Zachowywała się jakby nic się nie stalo, udała się do kuchni - Herbaty? - spytała
- Emily! - krzyknął. Powędrował w jej stronę i staną na przeciw niej - Czy ty w ogóle widzisz co się dzieje? To jakiś żart?
- Tommy. Ja po prostu nie chcę robić ci niepotrzebnych problemów - odparła ze spokojem
- Nie wyjdę stąd, do póki nie powiesz mi co się stało - złapał dziewczynę za nadgarstki i spojrzał w szmaragdowe tęczówki. Dziewczyna westchnęła cicho unikając przeszywającego spojrzenia blondyna.
- To wszystko przez tego idiotę. Jake'a. To przez niego nie mogę spokojnie wyjść z domu. - odparla drżącym głosem. Ponownie spojrzala w czekoladowe tęczowki - Przed odejściem narobił sobie długi u Drake'a. Teraz problem ciąży na mnie. Nie wiem, gdzie jest, a długu wciąż przybywa. Pewnie ciągnie od niego pieniądze, a ja muszę je spłacać
Tommy patrzył na dziewczynę niezrozumiałym wzrokiem. Nie docierały do niego słowa jakie padły z ust Emily.
- Jak to mozliwe? - odparł po dliuższej chwili milczenia - A policja? To nie może trwać wiecznie.
- Policja tutaj już nic nie zdziała. Gdy tylko Drake dowie się, że powiadomiłam policję - zawisiła głos, czując w gardle nieprzyjemny ucisk - ..nawet nie wyobrażam sobie, co może się stać...Po co ja ci w ogóle o tym mówię.. - westchnęła
- Ile jest już tego długu?
- 50 może 100 tysięcy dolarów - Tommy miał wrażenie, że się przesłyszał. Wyglądał jakby przed chwilą stanęła przed nim zjawa - Tysięcy.. - mruknął - Tysięcy!? - powtórzył głośno, jakby dopiero teraz dotarły do niego te słowa - Na co on wydał tyle forsy ? - patrzył na dziewczynę, która sprawiała wrażenie nieobecnej - Alkohol, używki, imprezy.. - odwróciła się i skierowała wzrok na czajnik, w którym już dłuższą chwilę wrzała woda.
- Czy ciebie to w ogóle nie rusza czy tylko odnoszę takie wrażenie? - odgarnął grzywkę z czoła nie spuszczając wzroku z dziewczyny
- Teraźniejsza suma nie możne równać się z tą sprzed kilku miesięcy. Po co mam się przejmować jeśli i tak jestem już skonczona? - odwróciła się przodem do Ratliff'a. Po bladym policzku spłynęła mała, niedostrzegalna łza. Tommy podszedł do dziewczyny i objął ją z całych sił przekazując jej tym swoją czułość - Nie jesteś skończona. Wyjedziemy z tego. Zobaczysz - powiedział szeptem. chude ręce oplotły go w pasie. Po chwili ciało dziewczyny znacznie drgnęło, uniosła wzrok i odsunela się od gitarzysty - Nie mogę ci tego zrobić. Załuję, ze ci to powiedziałam. Ty masz swoje życie. To moje problemy i to ja muszę nim spros...
- Nie - rzerwal blondyn. Ujął twarz dziewczyny w swoje dlonie - Nie ważne, że to twoje problemy. Nie zostawię cię.
Adam siedział na jednej z ławek w parku. Puste ulice, po których co jakiś czas przejeżdżały pojedyncze samochody sprawiała przygnębiające wrażenie. Nagle Lambert poczuł za swoimi plecami ciche, wolne kroki. Po chwili obok Adama usiadł starszy, wąsaty mężczyzna. Przez chwilę wpatrywał się w nieokreślony punkt. Jego twarz sprawiała sympatyczne wrażenie, a jego osoba przyciągała do siebie. Mężczyzna spojrzał na Adama - Ciężkie dni? - spytał ochrypniętym głosem - Cholernie - odparł, przeczesując kosmyki swoich wlosów.
- Nie zawsze jest jak w bajce - starszy uśmiechnąl się ciepło.
- Ta - po chwili Lambert poczul dziwnąl chęć rozmowy z tym człowiekiem - ..Zna pan takie uczucie..gdy pragnie się komuś pomóc, a jednocześnie tego kogoś się rani? - spytał po chwili zawahania. Mężczyzna zamyślił się chwilę, jakby chciał dobrać odpowiednie słowa
- Myślę, że każdemu znane jest to uczucie. Czasem musimy powiedzieć sobie "stop" i pomyśleć czy aby na pewno dobrze robimy. Są momenty, w których musimy podjąć trudne decyzje. I niestety, czasem wybieramy drogę, którą ranimy niektóre osoby,lecz nie zawsze jest ona zła
Lambert westchnął głośno - Ale niektórzy nie umieją powiedzieć "stop", brnąl glębiej i tracą ważne dla nich osoby
- Nie martw się chlopcze - usmiechnął się tak pogodnie i ciepło, że Adam pomimo swojego nastroju uśmiechnął się do szarych, śmiejących się tęczówek - Nigdy nie jest za późno, by coś naprawić..Pamiętaj - dodał p chwili - Musimy godzić się z przeciwnościami losu. Czasem niestety trzeba się zatrzymać i chociaż raz rzucić okiem w przeszłość - zapadła chwilowa cisza. Po chwili starszy mężczyzna wstał, poprawił szary, wygnieciony płaszcz, uśmiechając się w stronę Lamberta rzekł stonowanym głosem - Do zobaczenia - i podpierając się brązowej laski poszedł w stronę czerwono - szarych budynków.
Adam dluższą chwilę wpatrywał się w wolno oddalającą się sylwetkę. Analizował w głowie słowa, które wypowiedział starszy mężczyzna. Czuł się dziwnie, a zarazem lepiej po krótkiej rozmowie z tym człowiekiem. Zawsze myślał, ze wracanie wspomnieniami do tego co było nie jest najlepszym rozwiązaniem. Trzeba zwolnić. Zatrzymać się w miejscu.
Jeśli były jakieś błędy to przepraszam, ponieważ pisałam szybko ._.
Fikcyjne opowiadanie o Adamie Lambercie i Tommym Joe Ratliffie. Zapraszam do czytania :)
niedziela, 31 marca 2013
środa, 20 marca 2013
:(
Hej wszystkim ! Chciałabym przeprosić za to, że tak długo nic nie piszę i najprawdopodobniej do końca miesiąca tak będzie :( Dostała straszliwą karę i nie będę mogła dodawać postów ;_; Przepraszam jeszcze raz... nie fochajcie się na mnie tylko ;_;
poniedziałek, 11 marca 2013
14.Stały opór
Till - Faktycznie, twoje słowa na prawdę bardzo motywują. Dziękuję :) Jestem bardzo szczęśliwa z tego powodu, że komuś podobają się moje wypocinki <3 Choć często napadają mnie myśli, żeby zawiesić bloga, ale jeżeli już się czegoś podjęłam to mam zamiar to zrealizować do końca. A co do krótkich odcinków - wiem, wiem, bardzo chciałabym pisać dłuższe. Do głowy wpada mi wiele pomysłów, ale gdy już się pisze to wszystko znika i nic ze sobą nie pasuje ;_; Jeszcze raz dziękuję i zapraszam do następnego odcinka :)
_______________
Promienie słońca rozświetliły cały pokój. Pogoda zapowiadała dobrze. Adam leniwie uniósł powieki, przetarł dłońmi oczy i rozejrzał się po pokoju. Jego uwagę przykuł leżący na podłodze blondyn. Leżał w ubraniach całkiem pogrążony w śnie. Wzrok Adama powędrował na bladą twarz przysłoniętą jasną grzywką, dojrzał spod niej coś czerwonego. Cicho zwlókł się z łóżka i podszedł do Tommy'ego. Ukucnął i delikatnie odgarną kilka kosmyków grzywki, uważając na to by Ratliff się nie obudził. Po chwili Adam gwałtownie odsunął dłoń, to co zobaczył sparaliżowało jego ciało. Czerwona, długa rana rozciągała się na jasnym policzku. Adam nieśmiało i z dużą ostrożnością dotkną bladej skóry tuż przy ranie. Nagle ciało Tommy'ego nieznacznie drgnęło. Powieki uniosły się odsłaniając brązowe tęczówki.
- Adam, co ty ! - gwałtownie odsunął się, widząc twarz Adama tuż przy swojej.
- Co ci się stało ? - zapytał troskliwie, wpatrując się w blondyna, który dotknął swojego policzka. Syknął z bólu.
- Nic takiego. Przewróciłem się. - odpowiedział ze sztuczną obojętnością
- Tommy, słabo kłamiesz.. - spojrzał się na niego ironicznie
- Nie twoja sprawa. Zagoi się - przeczesał palcami grzywkę i rozejrzał się po pokoju. Po chwili jego wzrok powędrował w stronę bruneta.
- Wiesz, że dziś wyjeżdżamy - Adam wstał i usiadł na łóżko
Tommy zamyślił się chwilę - Nie mogę - powiedział niemal bezgłośnie. Adam otworzył szerzej oczy
- Słucham?
- Słyszałeś, nie mogę jechać, a już na pewno nie teraz.
- Chyba sobie żartujesz ! - wstał i rozłożył ręce - Wszystko jest już ustalone. Podjąłeś już decyzję - ton jego głosu przybierał na sile.
- Nic nie rozumiesz! Wysłuchaj mnie chociaż
- Ta dziewczyna. O nią chodzi?
- Tak. Nie mogę jej teraz zostawić.
- A koncerty? Nie zmienimy grafiku dla twoich zachcianek - Adam zaczął powoli tracić cierpliwość
- Przecież możecie znaleźć na razie kogoś na zastępstwo
- Gdybyśmy mogli i chcieli wziąć kogoś innego na twoje miejsce, nie jechałbym tutaj po ciebie. Równie dobrze mogłem się tobą w ogóle nie przejmować - odburknął, skrzyżował ręce na piersi odwracając wzrok.
Tommy podszedł do Adama i spojrzał w jego błękitne oczy. Zobaczył w nich ból i bezsilność.
- Zawsze powtarzałeś, że w życiu najważniejsza jest miłość. Ty ją masz, chcesz bym cierpiał do końca życia? Dlaczego zawsze, gdy mam szczęście tuż przed nosem los stawia opór? Wytłumacz mi to.
Adam nie wiedział co powiedzieć. Miał świadomość tego, że Tommy cierpi a on nie może nic na to poradzić. Współczucie ogarnęło całe jego ciało - Nie znajdziesz tutaj szczęścia
- A gdzie? Znowu mam patrzeć na ciebie i Sauliego podczas gdy ja jestem sam? - odpowiedział zduszonym krzykiem. Oczy zamgliły się, a wargi drgnęły nieznacznie.
- Czasem samotność jest mi bliższa niż tobie - szepnął
- Nie widać ! - rzucił. Wyszedł z pomieszczenia zostawiając Adama samego. W tym momencie Lambert uświadomił sobie, jak wielki błąd popełnił. Broni najważniejszą dla niego osobę przed szczęściem. Nienawiść i uraza do samego siebie ogarnęła jego umysł. Nie było usprawiedliwienia. Zachował się jak zimny dupek.
***
Tommy szybkimi krokami przemieszczał się między blokami. Tutaj promienie słoneczne nie świeciły tak intensywnie jak sprzed paru minut. Wreszcie ukazał się szary, duży budynek. Tommy pewnie ruszył w stronę klatki schodowej. Przekroczył próg, nagle usłyszał za swoimi plecami męski, zachrypły głos. Odwrócił się gwałtownie. Wysoki, masywny mężczyzna, trzymający w dłoni do połowy spalonego papierosa, a za nim jeszcze jeden, trochę mniej groźny z wyglądu stali na przeciwko niego. Czarne, duże źrenice przeszywały go na wskroś. Po chwili większy odrzucił papierosa w kąt i zbliżył się do Tommy'ego.
- Myślałem, że wczoraj dałem ci do zrozumienia, żebyś się tu nie plątał - Ratliff wpatrywał się w mężczyznę o kilka centymetrów wyższego od niego.
- Nie będę z tobą rozmawiać, nie zniżę się do tego stopnia
- Od kiedy jesteś taki wyszczekany? Gdy się ostatnio spotkaliśmy byłeś potulniejszy - odpowiedział z wrednym uśmieszkiem na twarzy. Tommy rzucił mu gniewne spojrzenie i ruszył przed siebie nie oglądając się. Nagle poczuł zimne ostrze dotykając jego szyi, zacisnął zęby. Nie próbował się wyrywać, wiedział, że to nie będzie najlepszy pomysł - Czego ty ode mnie chcesz? - zapytał, czując jak zimny nóż mocniej naciska na bladą skórę.
- Dobrze wiesz, co chcę - ucisk zwolnił, lecz nie na tyle by Tommy mógł się z niego uwolnić.
- Po co ci ona? - wreszcie zrozumiał do czego zmierza mężczyzna
- Musi spłacić dług, którego nigdy jej nie odpuszczę - puścił Tommy'ego
- Co to za dług? - zapytał, poprawiając pogniecioną, czarną bluzę.
- Sam się jej zapytaj - rzucił. Odwrócił się i ruszył w inną stronę. Jeszcze raz spojrzał się na blondyna, który nie ruszył się z miejsca - Chyba nie masz nic przeciwko. Bo inaczej skończysz tak samo jak ta dziwka - uśmiechnął się zwycięsko widząc w oczach Tommy'ego strach.
_______________
Promienie słońca rozświetliły cały pokój. Pogoda zapowiadała dobrze. Adam leniwie uniósł powieki, przetarł dłońmi oczy i rozejrzał się po pokoju. Jego uwagę przykuł leżący na podłodze blondyn. Leżał w ubraniach całkiem pogrążony w śnie. Wzrok Adama powędrował na bladą twarz przysłoniętą jasną grzywką, dojrzał spod niej coś czerwonego. Cicho zwlókł się z łóżka i podszedł do Tommy'ego. Ukucnął i delikatnie odgarną kilka kosmyków grzywki, uważając na to by Ratliff się nie obudził. Po chwili Adam gwałtownie odsunął dłoń, to co zobaczył sparaliżowało jego ciało. Czerwona, długa rana rozciągała się na jasnym policzku. Adam nieśmiało i z dużą ostrożnością dotkną bladej skóry tuż przy ranie. Nagle ciało Tommy'ego nieznacznie drgnęło. Powieki uniosły się odsłaniając brązowe tęczówki.
- Adam, co ty ! - gwałtownie odsunął się, widząc twarz Adama tuż przy swojej.
- Co ci się stało ? - zapytał troskliwie, wpatrując się w blondyna, który dotknął swojego policzka. Syknął z bólu.
- Nic takiego. Przewróciłem się. - odpowiedział ze sztuczną obojętnością
- Tommy, słabo kłamiesz.. - spojrzał się na niego ironicznie
- Nie twoja sprawa. Zagoi się - przeczesał palcami grzywkę i rozejrzał się po pokoju. Po chwili jego wzrok powędrował w stronę bruneta.
- Wiesz, że dziś wyjeżdżamy - Adam wstał i usiadł na łóżko
Tommy zamyślił się chwilę - Nie mogę - powiedział niemal bezgłośnie. Adam otworzył szerzej oczy
- Słucham?
- Słyszałeś, nie mogę jechać, a już na pewno nie teraz.
- Chyba sobie żartujesz ! - wstał i rozłożył ręce - Wszystko jest już ustalone. Podjąłeś już decyzję - ton jego głosu przybierał na sile.
- Nic nie rozumiesz! Wysłuchaj mnie chociaż
- Ta dziewczyna. O nią chodzi?
- Tak. Nie mogę jej teraz zostawić.
- A koncerty? Nie zmienimy grafiku dla twoich zachcianek - Adam zaczął powoli tracić cierpliwość
- Przecież możecie znaleźć na razie kogoś na zastępstwo
- Gdybyśmy mogli i chcieli wziąć kogoś innego na twoje miejsce, nie jechałbym tutaj po ciebie. Równie dobrze mogłem się tobą w ogóle nie przejmować - odburknął, skrzyżował ręce na piersi odwracając wzrok.
Tommy podszedł do Adama i spojrzał w jego błękitne oczy. Zobaczył w nich ból i bezsilność.
- Zawsze powtarzałeś, że w życiu najważniejsza jest miłość. Ty ją masz, chcesz bym cierpiał do końca życia? Dlaczego zawsze, gdy mam szczęście tuż przed nosem los stawia opór? Wytłumacz mi to.
Adam nie wiedział co powiedzieć. Miał świadomość tego, że Tommy cierpi a on nie może nic na to poradzić. Współczucie ogarnęło całe jego ciało - Nie znajdziesz tutaj szczęścia
- A gdzie? Znowu mam patrzeć na ciebie i Sauliego podczas gdy ja jestem sam? - odpowiedział zduszonym krzykiem. Oczy zamgliły się, a wargi drgnęły nieznacznie.
- Czasem samotność jest mi bliższa niż tobie - szepnął
- Nie widać ! - rzucił. Wyszedł z pomieszczenia zostawiając Adama samego. W tym momencie Lambert uświadomił sobie, jak wielki błąd popełnił. Broni najważniejszą dla niego osobę przed szczęściem. Nienawiść i uraza do samego siebie ogarnęła jego umysł. Nie było usprawiedliwienia. Zachował się jak zimny dupek.
***
Tommy szybkimi krokami przemieszczał się między blokami. Tutaj promienie słoneczne nie świeciły tak intensywnie jak sprzed paru minut. Wreszcie ukazał się szary, duży budynek. Tommy pewnie ruszył w stronę klatki schodowej. Przekroczył próg, nagle usłyszał za swoimi plecami męski, zachrypły głos. Odwrócił się gwałtownie. Wysoki, masywny mężczyzna, trzymający w dłoni do połowy spalonego papierosa, a za nim jeszcze jeden, trochę mniej groźny z wyglądu stali na przeciwko niego. Czarne, duże źrenice przeszywały go na wskroś. Po chwili większy odrzucił papierosa w kąt i zbliżył się do Tommy'ego.
- Myślałem, że wczoraj dałem ci do zrozumienia, żebyś się tu nie plątał - Ratliff wpatrywał się w mężczyznę o kilka centymetrów wyższego od niego.
- Nie będę z tobą rozmawiać, nie zniżę się do tego stopnia
- Od kiedy jesteś taki wyszczekany? Gdy się ostatnio spotkaliśmy byłeś potulniejszy - odpowiedział z wrednym uśmieszkiem na twarzy. Tommy rzucił mu gniewne spojrzenie i ruszył przed siebie nie oglądając się. Nagle poczuł zimne ostrze dotykając jego szyi, zacisnął zęby. Nie próbował się wyrywać, wiedział, że to nie będzie najlepszy pomysł - Czego ty ode mnie chcesz? - zapytał, czując jak zimny nóż mocniej naciska na bladą skórę.
- Dobrze wiesz, co chcę - ucisk zwolnił, lecz nie na tyle by Tommy mógł się z niego uwolnić.
- Po co ci ona? - wreszcie zrozumiał do czego zmierza mężczyzna
- Musi spłacić dług, którego nigdy jej nie odpuszczę - puścił Tommy'ego
- Co to za dług? - zapytał, poprawiając pogniecioną, czarną bluzę.
- Sam się jej zapytaj - rzucił. Odwrócił się i ruszył w inną stronę. Jeszcze raz spojrzał się na blondyna, który nie ruszył się z miejsca - Chyba nie masz nic przeciwko. Bo inaczej skończysz tak samo jak ta dziwka - uśmiechnął się zwycięsko widząc w oczach Tommy'ego strach.
Subskrybuj:
Posty (Atom)